Short Stories #4

Sprawa zaginionego eklerka

Prolog
Barb

Czy nadmierne stosowanie zwrotów grzecznościowych (praktycznie co minutę) może sprawić, że człowiek ma dość wszystkiego? Nie chcę uchodzić za marudę czy też osobę nie obdarzoną wrodzoną kulturą, ale mówienie bądź odpowiadanie co minutę „dzień dobry”, „do widzenia” czy też „miłego dnia” jest coraz bardziej drażniące.

Praca w „24h Ava Cafe” wymaga wielkie skupienie. Kto i jakie ciasto chcę, kto zamówił babeczkę arbuzową, a kto woli rurki z kremem. Łączę pracę z przyjemnością. Haha sport przejawia się poprzez spacer od stolika do stolika. Najważniejsze jednak jest to, że wypłata to całkiem niezła sumka, która pozwala na utrzymanie mieszkania, zakup potrzebnych rzeczy pierwszej potrzeby. Podsumowując nie ma co narzekać.

Bob, który pełni funkcję kucharza jak i właściciela całej kawiarenki. Razem próbujemy utrzymać jako taki ład lokalu co czasem bywa dość ciężko. Przeważnie właśnie tutaj dochodzi do rozwodów, zamieszek i wszelakowych skandali. Zbyt dużo tutaj już widziałam, by dziwić się czymkolwiek. Jak nie rzucanie pierścionkiem zaręczynowym, to rzucanie resztkami ciasta w innych wołając „szmatka pac!” czy też poznawanie przyjaciół przy kawałku ciasta truskawkowego albo oglądanie męczy przy pizzy w rogu Sali. 

Tak wygląda całodniowa praca. Dzisiaj jest dostawa pączków jakby nie było w końcu to Tłusty Czwartek. Frank właśnie przywiózł ostatnią partię tych smakowitości. Razem z Bobem rozpakowywali ja na zapleczu. Ruch zmniejszył się i można było sobie zrobić krótką przerwę, którą planowałam już od dobrej godziny, ale co chwilę coś trzeba było podać, przynieść, pozamiatać. A kiedy chłopaki wzięli się za rozpakowywanie to mogłam wreszcie napić się świeżo zaparzonej kawy. W momencie kiedy moje usta ze tchnęły usłyszałam dzwonek oznajmiający, że nowi goście wtoczyli się do baru. I to by było na tyle z mojej przerwy. 

Rozdział I

Tajne przedsięwzięcie
Marysia 

- Alex ja mam ogromną ochotę na eklerka! Chodź ze mną!

Od dobrej godziny próbowałam się dobić do mojej przyjaciółki, która ani nie odbierała telefonu, ani nie odpowiadała na wysyłane wiadomości, a tym bardziej nie otwierała drzwi domu. Dzisiaj był Tłusty Czwartek i to jest jeden z ważniejszych wydarzeń w moim życiu. Chciałam to uczcić naszym wspólnym wypadem do kawiarni to jej nie ma. Jak zwykle.

- Wiem, że tam jesteś! Otwieraj te przeklęte drzwi.

Zapukałam trochę głośniej, ale dalej nic.

- Alex igrasz sobie z głodną mną, więc jeśli chcesz wyjść z tego żywo otwórz te drzwi…

Usłyszałam cichy szmer. Szkoda tylko, że drzwi przede mną nie otworzyły się za grosz. Swoimi krzykami musiałam kogoś niepotrzebnie rozdrażnić. I zaraz to mi się dostanie, bo po całym dniu ciężkiej pracy dodatkowo o głodzie chcę tylko wyciągnąć pewną osobę na amciu to już jest koszmar. Zadzwoniłam jeszcze dzwonkiem kiedy do moich uszu dotarł znajomy głos

- Nie ma jej w domu.

Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Nicolas. Ah no tak przecież mieszkali w tym samym bloku. Jak mogłam o tym zapomnieć.

- Jak to jej nie ma?

- Z tego co rozmawialiśmy jakieś półgodziny temu zanim wyszła z domu to mówiła, że musi jechać do kogoś bardzo pilnie, ale nie wnikałem  w szczegóły.

- To ja stoję tutaj jak kołek od dobrej godziny, a jej serio nie ma w domu. A nasza tradycja…? I nawet nie zadzwoniła do mnie. Dobra w takim razie będę lecieć sama ucztować…

Odwróciłam się już z zamiarem odejścia kiedy znów się odezwał mój towarzysz.

- Tradycja? O czym mówisz? Oczywiście jeśli to żadne tajne przedsięwzięcia haha.

Lekko się uśmiechnęłam czego nie mógł zobaczyć.

- Jakby nie patrzeć opychanie pączkami w ten uroczysty dzień to bardzo tajemny plan. I właśnie sterczę tutaj od godziny, by ją zabrać, a jej nie ma…

- Jeśli nie masz nic przeciwko i dasz mi trzy minuty ubiorę kurtkę oraz buty i możemy ruszać na podbój pączków z kremem. Co Ty na to?

- Kierunek „24h Ava Cafe 

Rozdział II

Zaginiony smakołyk
Barb

- Smacznego.

Tych słów użyłam po raz tysięczny dzisiejszego dnia. Od sztucznego uśmiechania się do kolejnego gościa zamawiającego eklerka z bitą śmietaną bolały mnie już policzki. Miło patrzeć na tych wszystkich ludzi jak zajadają się naszymi pysznościami, ale o niczym innym nie myślałam jak o ciepłym naparze i jednej tej słodkości. Musze do kończyć tą zmianę. Ostatnie minuty. Coraz mniej klientów.

- Bob ostatnia eklerka jest moja.

- Tak jest Barb należy Ci się cały ich stosik. Leć się przebierz, a ja już ogarnę ostatnich klientów.

Tak jak powiedział mój przyjaciel poszłam na zaplecze odsapnąć. Zdjęłam fartuch oraz zaplecioną chustkę we włosy i przebrałam się w swoje ubrania. Dzisiaj zdecydowałam się na białą koszulę, krótkie dżinsowe spodenki do tego rozpinaną koszulę niebieską, a swoje rude włosy ujarzmiłam również niebieską wstążką „Rabbit”. Jeszcze ostatnie poczynania i mogę udać się na konsumpcje. Jest już po dwudziestej. Jak ten czas szybko leci jak człowiek ciężko pracuje. Zabrałam ze sobą swoją przepustkę i weszłam w głąb sali było tak  na oko licząc ok. 4 osób. Nikt kogo bym bliżej znała. Wszyscy wydawali mi się tacy obcy. Chociaż każdego widziałam przynajmniej 3 razy dziennie to i tak jakoś bezpośredniego kontaktu nie miałam. Chwyciłam Boba w niedźwiedziego przytulasa.

- Dzięki za dzisiaj kochana. Bez Ciebie bym zginął przy takich tłumach.

- Oj tam oj tam od tego tutaj jestem. Miłego wieczoru Bob.

- Trzymaj się.

Wyminęłam chłopaka chcąc chwycić swój pokarm, ale podchodząc do lady gdzie ostatni raz widziałam zdobiony słodycz zostały tylko okruszki, a on zaginął bez śladu...

Rozdział III

Ty jesz moją eklerkę…?
Marysia

Było już po dwudziestej jak dotarliśmy z Nicolasem do kawiarni. Wszędzie było tłoczno. Każdy degustował się pączkami, a ja marzyłam tylko o eklerce. A nigdzie nie można ich było dostać. Jestem okropnym łakomczuchem, ale co poradzić skoro to jest ten wyjątkowy dzień, w którym warto trochę przytyć. Nicolas zaoferował się, że kupi nam smakołyki kiedy ja wyciągnęłam swój telefon i napisałam do Alex. 

Na sam widok świeżej polanej sosem karmelowym eklerki zrobiło mi się błogo. Moje marzenie wreszcie się spełni. Chwyciłam ją w dłonie i wgryzłam się w nią. Jak jeść słodycze to tylko w czwartki. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

- To jest takie pyszne i chrupiące. Mniam!

Miłą atmosferę przerwała rudowłosa dziewczyna, która stanęła naprzeciw mnie z założonymi rękoma na talii.

Kolejny gryz został uniemożliwiony przez wysoką rudą dziewczynę w niebiesko-białym komplecie.

- Przepraszam bardzo, ale czy Ty jesz moją eklerkę…?

Widać, było, że nie jest w nastroju na żarty, ale dlaczego akurat podeszła do mnie. Dużo osób jadło te smakołyki, ale akurat podeszła do mnie. Skoro dopiero tu weszliśmy i byliśmy chwilę. Jakieś dziesięć minut? Może piętnaście. Góra dwadzieścia.

- Jakim cudem moje jedzenie znalazło się u Ciebie na talerzu?

Jak to jej jedzenie? Chyba straciłam apetyt. Ten dzień to istna katastrofa. Chcę do domu…

- Przepraszam nie chciałam. Ja nie wiedziałam. Jeśli chcesz odkroję nadgryziony kawałek i będzie prawie jak nowa. Naprawdę przepraszam, ale ona jest taka dobra. Znaczy była, bo najlepiej smakuje dzisiaj. Przepraszam…

Spaliłam buraka. Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną.

- Nie ma nad czym płakać. Mleko się już rozlało. W takim razie smacznej eklerki. Miłego wieczoru. Dobranoc.

Uśmiechnęła się ironicznie i odeszła. Dzień Tłustego Czwartku zakończył się okropnie…

Epilog
Barb

Wczorajszy wieczór skończył się dobijająco. Nie tylko dlatego, że był to jeden z najcięższych okresów o tej porze zimy, ale również dlatego, że ktoś raczył zjeść mój smakołyk. Próbuję zrozumieć jej zachowanie tym bardziej, że wywnioskowałam, że też ma do nich słabość. No nic na eklerku się życie nie kończy. Było dość wcześnie rano, a ludzi wciąż przybywało po kawę na wynos czy po makaroniki. Wkładałam pieniądze do kasy kiedy przede mną pojawił się cień kolejnego klienta. Uśmiechnęłam się i podniosłam głowę. W tym samym momencie zamierając. Patrzyła na mnie przepraszająco wyciągając w moim kierunku paczuszkę

- Przepraszam za wczoraj. Nie wiedziałam, że to było czyjeś. Ten emmm eklerek był pyszny… Znaczy się naprawdę nie chciałam zjeść Ci jedzenia. Dlatego przynoszą ze sobą małego eklerka z nadzieniem czekoladowym. Nie jest tak pyszny jak ten wczorajszy, ale przyjmij go ode mnie.

Czułam że moje policzki płoną.

- Nie masz za co przepraszać. Zdarza się. Każdy ma na nie ochotę są naprawdę świetne. A za to dziękuję. Ponoć mówią, że tylko w tym jednym dniu wszystko smakuje lepiej. I tu się mylą, bo coś co jest dane od serca zawsze smakuje dobrze.

Dziewczyna lekko rozchmurzyła się. Do końca przerwy zostało mi kilka minut to może gdyby tak…?

- Mam prośbę.

Przyjęłam najbardziej surowy ton na co dziewczyna się zmieszała. Po kilku chwilach dramaturgii dodałam.

- Przyjmę to jeśli pomożesz mi go zjeść. Co Ty na to?

- Eklerkowi nigdy się nie odmawia.

- To go rozpakuj ja zaparzę kawy i możemy świętować po czwartkowe wydarzenie.

Mam nadzieję, że chociaż Wam udało się spędzić ten dzień bez takich wpadek. Haha miłego dzionka wszystkim. Widzimy się jutro w barze ;)

 

Witajcie!

Dzisiaj „Krótka historyjka” na wariackich papierach totalnie. Historia nie należała do prostych tym bardziej, że nie miałam na nią żadnego pomysłu. Mam nadzieję, że chociaż przez chwilę dobrze bawiliście się z zapracowaną Barb i rozmarzoną Marysią. Już jutro nowy post. Chciałabym jeszcze pozdrowić osoby sfotografowane w barze :)

Miłego wieczoru

Alex

Komentarze