W dzień gorącego lata, czyli "Herbatka z Olcią"

Witajcie Moi Kochani!

Dzisiaj przygotowałam dla Was zapowiedzianą już bardzo dawno, dawno temu „Herbatkę z Olcią”. Tak jak mówiłam chciałabym podzielić się z Wami swoimi odczuciami z minionych dni. A uwierzcie było ich mnóstwo. Chcę tylko dodać, że post o evencie jest już w modernizacji i jeśli dobrze pójdzie pojawi się już dziś w najgorszym wypadku jutro. Nie przedłużam już dłużej i zabieram Was ze sobą w podróż do przeszłości. Zapraszam…

Przyznam się do czegoś. Pisanie tego wpisu wcale, a wcale nie należało do prostych zważając na to, że chciałam ująć to w taki sposób, by nikogo czekającego nie zawieść oraz, by wszystko odzwierciedlało to jak się czułam w minione dni – dosłownie. Aż do teraz żałuję, że nie spisywałam tego dzień po dniu. Jak to mówią – „mądra Olcia po szkodzie”.  

Początki moich planów po ukończeniu gimnazjum nie zwiastowały nic dobrego. Z resztą nie ma się co dziwić z moim życiowym „szczęśliwym pechem”. Prędzej czy później coś musi iść nie tak jak planowo miało być. Początkowo chciałam obrać swoją drogę poprzez rozszerzoną matematykę oraz geografię. Liceum [prawie] utworzyło się, ale tylko teoretycznie, bo w praktyce słuch po nim zaginął. Mówi się, że jedna osoba nie może wiele zrobić dla społeczności. A ja z czystym sumieniem mogę tą teorię bezsprzecznie obalić. Moja dalsza edukacja zaważyła od decyzji jednostki. Dzień przed zakończeniem rekrutacji wybrała dokumenty ze szkoły tym samym sprawiając, że I klasa licealna nie utworzyła się. Możecie się tylko domyślać jak się wtedy czułam. Kiedy moje marzenie o szkole przepadło w czarny odmęt magii. Nie to, że nie składałam nigdzie indziej dokumentów. To wierutne kłamstwo. Owszem składałam zarówno do innego liceum, które nie zbyt mi się podobało szczerze mówiąc. Klimat w tej szkole nie oddawał tego w jakim czułam się najlepiej. I trzecim wyborem był ten mój nieszczęsny „Rolnik” – czyli technikum. I co najlepsze w nim też moje oczekiwanie się nie spełniło – przyciągam same nieszczęście czy jak? Na samym początku deklarowałam się na kierunek rachunkowości, ale oczywiście jakże mogłoby być inaczej – nie utworzył się, bo było za mało osób, a wiecie ile brakowało? Ironia losu, ale znowu pojedynczej jednostki. I tak koniec końców wylądowałam na ogólnej odnodze rachunkowości jaką jest ekonomia. Pierwszy rok był takim wprowadzeniem do tematu. Wszystko, było takie nowe i niespotykane. I już od pierwszej klasy szłam z przeświadczeniem, że pod koniec drugiej klasy będą czekać na mnie egzaminy zawodowe, z pierwszych przedmiotów. Gdy czas nie naglił i z pozoru wydawało się, że jeszcze sporo czasu zostało – wszystko brało się na spokojnie i bez nerwów. Dopiero w drugiej klasie – zegar zaczął nieubłaganie przyśpieszać i każdy kolejny dzień przybliżał do egzaminów, które były przepustką do kolejnej klasy. Mijały miesiące i nauczyciele zaczęli zawalać nas różnymi materiałami przygotowującymi, sprawdzianami i kartkówkami sprawdzającymi naszą wiedzę z dwóch lat. W tym wszystkim nie pomagał także okres pandemii – zdalne nauczanie to jednak nie to samo co stacjonarna nauka. Wiadomo niosło to swoje plusy i minusy, ale jednak dla osób, które miały przed sobą egzaminy do zdania, było dodatkowo utrudnione. Tak gdzieś 2-3 tygodnie przed pierwszym egzaminem – 9 czerwca 2021 r. godz. 9:00 zaczęłam sobie przypominać najważniejsze definicje, terminologię, wzory i potencjalne zadania. Wstawałam rano, poranna rutyna i zabierałam się za wertowanie książek, pisanie notatek i edukację po późne godziny nocne. Jestem takim typem osób, które wolą zrobić odręcznie pisaną notatkę i się z niej uczyć niż czytać z podręczników już przygotowaną notatkę. Dla wielu to strata czasu, ale dzięki temu już porządkuje sobie w głowie pewne informacji, które mi są potrzebne do dalszej nauki. Za radą nauczycielki zapisaliśmy się do różnych grup, które miały na celu powtórzenie materiału przed samym egzaminem. I mogę szczerze przyznać, że poznałam dzięki temu egzaminowi wielu intrygujących młodych ludzi. Którzy podobnie jak ja się uczyli i stresowali. Pewne problemy potrafią zbliżyć do siebie ludzi. Nawet to było widoczne na naszym przykładzie Moi Kochani. Tak to większość na siebie wilkiem patrzyła, a tak to jak przyszło co do czego to się łączyliśmy w jedno.

Tydzień przed pierwszym egzaminem był prawdziwą nerwówką. Z jednej strony wiesz, że Ci się uda, bo się uczyłeś przez dwa lata, ale z drugiej cichy i podstępny głosik podpowiadał Ci, że będzie inaczej, że się nie uda. Moi przyjaciele mogli być świadkiem mojego wielkiego wahania i tego – zdam, nie zdam, na pewno zdam, Boziu ja nie zdam. I tak w kółko. Podchodzi to pod brak wiary w swoje możliwości – nawet nie wiecie jak bardzo to odczuwałam. Sygnalizowałam też parę razy na Spotted o moim aktualnym stanie prosząc o jakieś nutki do posłuchania w trakcie nauki. Wtrącę tutaj jeszcze anegdotkę, że przy czymkolwiek co robię, ale przede wszystkim przy nauce gdzieś po cichu musi lecieć mi muzyka, bym absolutnie mogła się skupić. Cisza jest sprawą pożądaną przez wielu, a mnie na ten przykład zagłusza, a nawet ośmielę się kolokwialnie stwierdzić, że mnie zabija od środka. Dlatego też potrzebowałam czegoś co sprawi, że poczuję się lepiej. Nie spodziewałam się jednak, że ktoś będzie chciał mi pomóc i to jeszcze, że uzyskam aż taki odbiór na to moje zapytanie. Jeszcze raz chciałabym podziękować Wszystkim osobom, które pomogły mi  w tamtym momencie znaleźć swoją oazę pod osłoną melodii. Dziękuję!

Tak jak już wspomniałam wcześniej uczyłam się od rana do wieczora, a miałam taką możliwość gdyż dzień moich katusz poprzedzało Boże Ciało i długi weekend czerwcowy. I jak na to teraz spojrzę to mogliście doświadczyć mnie jako robota. Przez te kilka dni napisałam epopeję narodową składającą się z biurowości, przedsiębiorstwa, działalności gospodarczej, wzorów, bhp, języka zawodowego oraz ekonomii. Do, której w szczególności chcę się odnieść. Przez całe dwa lata mojej nauki tyle wiem z tego przedmiotu ile jest siana w stodole, czyli znikome ilości. Nauczycielka, która została przydzielona do tego, że przedmiotu nie była odpowiednia. Dla ucznia luźniejsza lekcja jest jak najbardziej okej, ale żeby każda następująca po sobie lekcja tak wyglądała – to wiecie najpierw praca potem przyjemność, Nie chcę wyjść tutaj za kujonkę, bo daleko mi do takiego miana, ale będąc na ekonomii i nic o niej nie wiedzieć to [troszkę] bardzo ogranicza moje umiejętności w tym zakresie. Nie sądzicie? 

Najbardziej bawi mnie to, że dzień przed samym egzaminem chciała z nami powtarzać. Tylko pytanie „co?” skoro nic nie wiedzieliśmy. Przygotowując się sama z ekonomii wiedziałam o wiele więcej niż to co mieliśmy na lekcji. Szczerze Wam mówię. Mam nadzieję, że z kolejnymi młodymi pokoleniami nie będzie praktykować tego co z nami…

Dzień przed pierwszą częścią egzaminu był stresujący. Byłam wtedy w szkole i dopóki nie wróciłam do domu tak koło 16 nie odczuwałam stresu, ale kiedy pozostało mi niespełna kilka godzin na powtórkę to istotnie załamałam się. Jestem takim typem dziewczyny, która się bardzo stresuje czymś co jest dla mnie ważne. Zawsze tak było i myślę, że tak będzie. To co jest dla mnie bardzo ważne potrafi przynieść za sobą panikę, strach, ale i wiele sprzecznych emocji – nie polecam. Z dwóch części jakie mnie czekały to teoria była znacznie trudniejsza od  praktyki. Niektórzy z tutaj obecnych mogli doświadczyć tego jak się czułam. A pytania, które z pozoru miały rozluźnić atmosferę tylko pogarszały sytuację. Od przyjaciół dostałam wiele rad o tym, by trzymać strach na wodzy, nie bać się czy podejść do tego jak do zwykłego sprawdzianu. Teoretycznie słuchałam ich, ale przekładając teorię na praktykę wyszło gorzej. Gdy obudziłam się na następny dzień – o dziwo się wyspałam nie odczuwałam lęku przynajmniej tak było do momentu kiedy byłam daleko od szkoły, ale gdy się zbliżyłam na jej teren na nowo pobudził się strach. A ja jak to ja oczywiście, bo czemu, by nie. Mając egzamin dopiero o godzinie 9 na spokojnie mogłabym wstać po godzinie siódmej i pojechać późniejszym autobusem (tak, jestem osobą dojeżdżającą) to co Olcia zrobiła? Ano Olcia pojechała tym z samego rana czyli pięć po szóstej, a bo czemu, by nie? I tak sobie siedziałam przez dwie i pół godziny czekając na egzamin. Czasem moja głupota mnie zaskakuje. 

Nie wiem jak Wy, ale ja jak chodzę to się odstresowuje. Nie mam bladego pojęcia w jaki sposób to działa, ale chodzenie pomaga – więc chodźcie jak najwięcej! A będziecie nie tylko zdrowsi, ale i spokojniejsi. Tak też ja sobie chodziłam zwiedzając zakątki szkoły – no wiecie przecież nie chodziłam do niej przez dwa lata, a nuż odkryje coś ciekawego. O godzinie 8:30 weszliśmy na salę, został przedstawiony nam plan działania, że mamy tylko i aż 60 minut na udzielenie odpowiedzi na 40 pytań zamkniętych. Mi samej rozwiązywanie całego testu zajęło ok. 15-20 minut, ale po jego nieoficjalnym zakończeniu wracałam do zadań i je na nowo rozwiązywałam. Być mieć pewność, że właśnie tak to widzę. Zdawalność podstawy była od 50%, więc trzeba było mieć 21 zadań dobrze, by zdać. Dlaczego 52,5%? A to dlatego, że w całym egzaminie był odgórnie zaplanowany jeden błąd dlatego też trzeba było mieć o jeden punkt więcej niż 20, bo inaczej Twój egzamin został nie zaliczony. Po zakończeniu pisania mogliśmy dostać wstępne wyniki naszej teorii. Sama napisałam na 72,5%. Mogło być co prawda lepiej, ale tak źle też nie było. Było przeciętnie. Po tym jak  zobaczyłam, że zdałam to odetchnęłam z ulgą. Wszyscy odetchnęliśmy, bo wszyscy zdaliśmy z mniejszą czy większą ilością punktów. Po tym egzaminie czekała na nas jeszcze jedna część – praktyczna, którą nikt się jakoś nie przejmował, bo każdy z nas potrafił wystawiać PZ (przyjęcia zewnętrzne), PW (przyjęcie wewnętrzne), WZ (wydania zewnętrzne), Faktury, Faktury korygujące, KW (Kasa wyda), KP (Kasa przyjmie).

Kiedy nadszedł 15 czerwca 2021 r. godz. 8:00 zaczęła się część praktyczna. I w tym oto momencie Olcia znów doświadczyła swojego pecha. Odbyło się losowanie miejsc – miałam 10 miejsce przy oknie. Było wszystko w porządku do momentu, w którym chciałam drukować. Na 15 osób zdających egzamin mi jednej nie miałam możliwości drukować, a wszystkie rezultaty musieliśmy oddać wydrukowane komisji. No mówię Wam ile to człowiek się musi u denerwować tym wszystkim. Zgłosiłam ten problem operatorowi, który był  w razie problemu i zawiadomił mnie, że kabel, który jest bezpośrednio od drukarki jest uksyty i nie będę mogła drukować. To jest kolejny dowód na to, że Ci tam u góry mają świetną frajdę mogąc urozmaicać mi moje życie. Kiedy to inni sobie na spokojnie drukowali, ja musiałam kombinacyjnie to wydrukować. Haha ja to mam szczęście naprawdę. Na ten egzamin mieliśmy przeznaczone 3 godziny, a mi tak jak zakładałam zeszło z tym wszystkim półtorej godziny. Mieliśmy do wykonaniu 6 rezultatów: PZ, Fa sprzedaży, WZ, KW, ofertę sprzedaży, analizę rotacji w dniach. Próg zdawania jest od 75% i niestety na wynik dostanę dopiero w sierpniu, więc wtedy się dowiemy czy będą ze mnie jeszcze ekonomiczne ludzie, czy nie haha. 

Lekko przechyliły się egzaminy i na głowę spadło kolejne zmartwienie – wystawianie ocen rocznych. W tym roku miałam aż 16 przedmiotów. Oczywiście nie mogłoby być zbyt kolorowo, bo dlaczego, by znów nie pofantazjować z moim życiem? Dziękuję Wam o władcy Niebios za to skrupulatne odrabianie pracy domowej! Miałam małe przejście ocenowe, ale jak się na coś uprę to nie ma przeproś i w ostatnim dniu przed samą Radą Pedagogiczną wywalczyłam sobie świadectwo z czerwonym wyróżnieniem. Nie kręćcie z politowaniem głową, bo było warto powalczyć o jedną ocenę wyżej, by później dostać tak śliczny i zadowalający dokument pracy przez 10 miesięcy. Kto nie chciałby mieć świadectwa z paskiem? Myślę, że każdy chciałby dostąpić tego zaszczytu, a ja wyznaczyłam sobie cel, że w każdym roku będę mieć owe wyróżnienie dlatego też tradycji musiała stać się zadość. 

Wyniki klasyfikacji rocznej mojej skromnej osóbki wyglądały następująco:

Zachowanie – wzorowe,
Religia/etyka – celujący,
Język polski – bardzo dobry,
Język angielski – bardzo dobry,
Język rosyjski – bardzo dobry,
Podstawy przedsiębiorczości – bardzo dobry,
Geografia – dobry,
Matematyka & Matematyka rozszerzona – celujący,
Wychowanie fizyczne – bardzo dobry,
Biznes i marketing – dobry,
Działalność gospodarcza – dobry,
Pracownia działalności gospodarczej – dobry,
Podstawy ekonomii – bardzo dobry,
Pracownia ekonomiczno-informatyczna – dobry,
Pracownia prac biurowych – bardzo dobry,
Statystyka – bardzo dobry,
Firma symulacyjna – dobry.

Średnia arytmetyczna: 4.75

Ja to zawsze chciałam mieć kręcone włosy odkąd tylko dostałam pozwolenie o decydowaniu samemu w jakiej fryzurze czuję się najlepiej. I wiecie co to jest marzenie do spełnienia. Tylko ma mały haczyk w swoim zamyśle – mam krótkie włosy i najszybszy sposób na zrobienie fal poprzez warkocze nie wchodzi w grę niestety. Mogłabym pokusić się na lokówkę, ale ja i narzędzia ostre, gorące nawet i zimne to będzie Apokalipsa świata. Zbyt wielkie prawdopodobieństwo, że zrobię sobie krzywdę, spalę włosy bądź wywołam pożar. Dlatego też dzień przed zakończeniem roku, czyli piątkiem zrobiłam sobie wałki na włosach. I nie zdajecie sobie nawet sprawy z tego, że nie spałam przez całą noc! Inaczej nie polecam i wręcz nie mogę zrozumieć osób, które wysypiają się śpiąc na wznak. To jest po prostu mistrzostwo niewykonalne. Przyszło mi spróbować tej magicznej sztuczki i co się stało nie wyspałam się. I miałam przeświadczenie, że z mojej owcuni, na którą nakręciłam się bardzo mocno na marginesie mówiąc nie wyjdzie i będę mieć szopę zamiast puszystej i kręcącej się wełny. Jednakże myliłam i wyszła! Miałam genialną fryzurę (na zdjęciu tego nie widać, bo jestem w cieniu, ale owca jak się patrzy).

I tak oto dotarliśmy do współczesnej teraźniejszości. A moja herbatka z każdym kolejnym słowem ubywa i wręcz jest już na dnie. Powiem tylko tyle. Uzbroicie się w cierpliwość, bo wena nawiedziła moją osobę znów. Na ten moment się z Wami żegnam, a być może jeszcze dziś się spotkamy przy kolejnym poście. Kto to wie?

Miłego i słonecznego I dnia wakacji
Alex

Czeka nas piękne lato. A potem zobaczymy. Dzień po dniu.”
- Nina Blazon

Komentarze