"Herbatka z Olcią" - powrót do codziennej rutyny
Witajcie Moi Kochani!
Puk, puk czy
zastałam tutaj Czytelników MA? Tak
dawno mnie tu nie było stąd nie jestem pewna czy dobrze trafiłam haha. Chociaż
jak sobie tak wędrowałam malowniczymi dolinami to mieszkańcy owych krain
zarzekali się, że to właśnie tutaj przesiadują najwierniejsi z najwierniejszych
odbiorców magicznego świata – mam nadzieję, że się nie mylili co do Was i wciąż
tutaj jesteście. A tak odsuwając troszkę żarty na bok cieszę się, że po tak
długiej rozłące mogę na nowo do Was powrócić. Wiem, że na sam początek przyda
się nam troszkę słów, dlaczego tak z dnia na dzień zniknęłam z MA dlatego też nie przedłużając już
dłużej przejdźmy do tego.
Myślę, że ta
rozłąka była nam Wszystkim potrzebna – przynajmniej w jakimś stopniu. Powrót do
codziennej monotonii już od pierwszych dni września mógł być dla niektórych ciężkim
wyzwaniem. Nie mam ku temu żadnej wątpliwości. Sama dość dosadnie marudziłam na
ten temat i wręcz wypuszczałam uszami komentarze starszego brata o tym, że
skończyło się spanie do dwunastej i trzeba się przestawić na wstawanie bladym
świtem. Prawda czasem zaczyna dobijać człowieka, ale taka kolej rzeczy – co innego
można zrobić? Jedynie spakować podręczniki, potrzebne zeszyty i z wypoczętą [w
miarę] głową ruszyć na podbój świata. Jako, że powrót do rzeczywistości
nadszedł nie wiadomo nawet kiedy doszłam do wniosku, że przynajmniej na tydzień
zniknę z bloga, by wszystko jakoś poukładać do kupy i jakoś rozplanować co
dalej. Szczerze? Do tej pory nie skleciłam nic porządnego. Na razie
ograniczyłam się do tego, że będę pisać póki mogę i mam taką możliwość. Jeśli w
szkole zacznie się prawdziwa jadka wtedy będziemy myśleć jak powiązać koniec z
końcem i nie zawieść ani Was, ani nie zawalić nauki.
Zauważyłam u
siebie taką zależność, że przez pierwsze tygodnie szkoły jestem taka otumaniona
tym wszystkim. Jakbym nie do końca dowierzała, że jestem już trzecioklasistką i
za rok będę przystępować do matury. To wspaniałe, aczkolwiek troszkę straszne.
Przekraczając próg szkoły średniej byłam przy nadziei, że jak najszybciej uda
mi się skończyć technikum. I tym wyobrażeniem karmiłam się do półmetka swojej
edukacji, a teraz gdy podświadomość wręcz się raduje, że rzut beretem skończy
się ten długo wyczekiwany moment to jakoś tak chciałabym ciągnąć to dalej mimo
tego, że uwielbiam marudzić i narzekać na wszystko co związane z edukacją, ale
jakoś tak zwyczajnie w świecie nie chce się teraz tego kończyć. Odkąd pamiętam
powtarzano mi, że po szkole średniej zostaje zawsze wiele wspomnień. Co prawda
nie tak jak po ukończeniu przedszkola, bo za tamtych czasów to się działo aj
działo haha. Ze szkoły średniej też wynosi się wiele dobrych jak i złych
wspomnień, które po pewnym czasie będą nas bawić i rozśmieszać do łez. Może
zachłyśnięcie się dorosłością tak działa na myślunek człowieka albo
przyglądanie się światu z różnych perspektyw działa pobudzająco – jakkolwiek się
to postrzega myślę, że człowiek na pewnym etapie swojego życia zaczyna cenić
przeżyte już chwile. Wracając do przeszłości wynosi się nie tylko mądre
sentencję, ale i inspirujące spostrzeżenia jakie na tamten czas posiadał. Jak
zmienił się świat w ciągu tych kilku lat.
Podejrzewam,
że wśród nas dziś znajdują się takie osoby, które już dawno skończyły swoją edukację.
Ojoj troszkę ich zawstydziłam – no popatrzcie jakie rumieńce się wkradają na
ich policzki, a byłam pewna, że tylko Moja Królowa Słodkości potrafi się tak
zawstydzić (Kochana masz konkurencję – miej się na baczności haha). W każdym
bądź razie jestem pewna, że wielu z nich chciałoby się teraz odmłodzić. Chociaż
o te kilka lat wstecz, by móc wrócić do swojego dzieciństwa pełnego przygód i
dziecięcej naiwności – czyż nie? Już czuję tę radość i bijące szczęście. Nie
żeby teraz byli nieszczęśliwy, ale z czasem człowiek dochodzi do wniosku, że
mimo wielu różnych sytuacji przeżył wspaniałą przygodę, która pozostaje jednym
z ciekawszych rozdziałów naszej historii. Z biegiem czasu zrozumiecie moje
dzisiejsze przesłanie. To mogłoby być ciekawe doświadczenie – może i takie
właśnie będzie. Okaże się za parę lat.
Wiecie co?
Zboczyłam delikatnie z kursu mojego zamysłu. Najzwyklej w świecie Wasza Blogereczka się z deczka rozmarzyła w dobrym tego słowa znaczeniu, ale już
obniżam delikatnie swój lot na różowej chmurce, by móc dokładnie przyjrzeć się
minionemu tygodniowi.
Jak się
ustosunkowałam do powrotu do szkoły? Hm… Moja chęć powrotu była równomierna z
niechęcią. Wiecie wciąż nie uśmiecha mi się wstawać po piątej godzinie dzień w
dzień, ale chociaż mam do czynienia z
innymi ludźmi – a to jest już podstawa do tego, by nie „zdziczeć” w czterech
ścianach. Powszechnie wiadomo, że zdalne nauczanie niosło za sobie wiele
dobrego jak i złego. Myślę, że nie muszę jakoś zagłębiać się w ten temat, gdyż
każdy z nas dobrze wie jak to wyglądało w tym trudnym i dość ekscentrycznym
czasie. Mimo tego, że można było czasem dłużej pospać w głębi duszy chciałam
wrócić do stacjonarnej nauki, bo jednak to inaczej się odbywa. Uczeń więcej
wtedy poświęca czasu na naukę. Nie czarujmy się każdy z nas jest świadom tego,
że nie zawsze wszystko robił zgodnie z przestrzeganym regulaminem. A jakby
powiedziała to jedna osóbka – regulaminy to świętość haha.
W każdym
bądź razie przyszedł czas powrotu do szkolnych ławek, widoku nauczycieli w
tradycyjny sposób niżeliby przez ekran kamerki oraz do rozwiązywania zadań i
pisania testów. Zabrzmi to może dość dziwnie, ale cieszę się, że jak na razie
możemy jeszcze chodzić do szkoły. Choć z tego co się orientuje coraz więcej
jest zachorowań co przyczynia się do zamknięcia tymczasowo szkół. Jako, że ten
rok jest dla mnie szczególnie ważny chciałabym pochodzić jak najdłużej
stacjonarnie. Wiem, że teraz się z tego wszystkiego cieszę, a zaraz będę
marudzić, ale taka kolei rzeczy – co można na to poradzić?
Szczerze mówiąc znam pewną postać, która mogłaby zaradzić coś na ten problem. Anna German w swoim utworze „Człowieczy los” nakłania ludzi do tego, by uśmiechali się do każdej możliwej chwili. Nawet jeśli jest ona nie pocieszna nie powinniśmy poddawać się, ale pokonać przeszkody i ruszyć z uniesioną głową do przodu. Tak też jest i w tym wypadku. Nie wolno nam wątpić w siebie i swoje możliwości, bo każdy na swój sposób jest uzdolniony w mniejszym czy większym stopniu. Słowo czarownicy.
Jestem chyba
mistrzynią w błądzeniu z tematem haha, ale to nic przejdźmy teraz do naszego
docelowego dnia jakim jest 1 września. Jakby nie patrzeć pogoda w ten dzień
sprzyjała mi – ciemne chmury zebrały się nad szkołą tworząc mroczną aczkolwiek
magiczny obłoczek tego dnia. Spadające krople deszczu sprawiły, że uśmiech sam
wkradł się na moją twarzyczkę, która tego dnia pozostała naturalna.
Postanowiłam przeprowadzić małe doświadczenie wśród społeczeństwa i
przedpremierowo Wam powiem, że sam wynik nie zaskoczył mnie ani ciut ciut, ale o
tym dowiecie się przy okazji.
W każdym bądź
razie mój strój był dość pospolicie oficjalny. Rozłożenie równoległe czerni i
bieli to komplet jak najbardziej w punkt. Mimo, że ponoć ładnie mi w różowym
(wtedy to już naprawdę wyglądam jak urocza świnka haha) to zestawienie tak
klasyczne jak czerń i biel to mój konik. Dopiero od niedawna troszkę
rozbudowałam swoją szafę w różnokolorowe wdzianka. Nie sądziłam nawet, że na
Awatarii znajdę łudząco podobne ubrania do kostiumu, który tego wrześniowego
dnia miałam na sobie. Teraz to jestem pozytywnie zaskoczona.
Sama w sobie
akademia była dość nudna. Tym bardziej, że chodzą już do szkoły trzeci rok to
wręcz te same formułki mogą wyrecytować w nocy o północy. W międzyczasie kiedy
trwała część artystyczna (mamy nawet zacny wokal w chórku szkolnym) mogłam na
spokojnie oddać się skrytemu przyglądaniu pierwszakom. Na samą myśl mi się coś
przypomniało. Mój brat zawsze się śmieję ze mnie, że przy typowym „obczajaniu” ludzi zachowuje się jak
surykatka – dyskrecja pełną klasą rzekłabym nawet haha. Tak teraz całkiem
poważnie zdziwiłam się nie tylko dla tego, że populacja na niektóre kierunki
wzrosła, ale i dlatego, że są to postawni i wysocy młodzi ludzie, którzy gonią
za marzeniami. Istna bajka. Sarkazm? Może troszkę – nie chodzi oto, że się nie
cieszę, że jest ich tak dużo, bo tak nie jest. Cieszę się, że moja szkoła jest
taka oblegana przez nowych uczniów. Naprawdę. Aczkolwiek znajdując się w takim
tłumie czuję się okropnie przytłoczona. Bycie antyspołecznikiem do czegoś
zobowiązuje. Z jednej strony się cieszę, że dni otwarte przyczyniły się do
takiego pozytywnego odbioru, ale z drugiej strony idąc korytarzem wśród tych
wszystkich ludzi to czuję się po prostu źle. Wiem, że jestem chodzącą marudą,
ale i tak mnie lubicie ;).
Tak jak już mówiłam po akademii każda klasa miała dołączyć do swojego wychowawcy, by po tak długim czasie nacieszyć się swoim widokiem. Tak skromnie się przyznam, ze troszkę tęskniłam za tym życiem. Zastanawiacie się czy uderzyłam się gdzieś w główkę ostatnio? O dziwo w ostatnim czasie nie zrobiłam sobie żadnego kuku na muniu. Nie, ale serio to do mnie nie podobne. Aż dziw bierze haha.
Nie mniej jednak plan zajęć jest dosyć w porządku – jest w nim przewaga przedmiotów zawodowych co w pewnym momencie sprawi, ze z wariatki stanę się unormalnionym człowiekiem co mnie przeraża w każdym wymiarze tego zamiaru haha. Jakby i to nie była druzgocąca wiadomość (przesada goni przesadę kolejną przesadą, ale inaczej nie mogłabym być sobą haha) dowiedziałam się, że kolejne egzaminy zawodowe czekają mnie dopiero w czwartej klasie w sesji zimowej – czuję tą ulgę. A właśnie! Egzaminy zawodowe miałam Wam o tym wspominać już dawno, dawno temu, ale jakoś dopiero teraz nadarzyła się ku temu odpowiednia okazja. Po proszę więc o werble i chwilę napięcia… Otóż Wasza Blogereczka jakby to powiedzieć Z D A Ł A haha. Na nowo nie potrafię zahamować uśmiechu – to dobry znak :).
Ja jako
zawodowa stresoholiczka dzień przed ogłoszeniem wyników zapowiedziałam, że
prześpię godzinę możności ich oglądania. A tu proszę co Olcia robi? Wstaje 3
godziny przed ich ogłoszeniem i na nowo się stresuje z typowym zdaniem „Ja nie zdam”. Tyle teorią się nie
martwiłam już tak bardzo, bo mniej więcej znałam już swój wynik, ale praktyka
to była jedna wielka niewiadoma. Finalnie Wasza Wisienka uzyskała z teorii –
73%, a z praktyki – 97%. W tamtym momencie mogliście mieć do czynienia z
najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Wciąż jestem z Ciebie dumna choć nad
teorią muszę jeszcze popracować, by kolejny egzamin miał 1 z przodu, a dwa zera
z tylca. Cel wydaje się, że jest do osiągnięcia, ale co z tego wyjdzie
zobaczymy wkrótce. Wciąż jednak muszę odebrać świadectwo ukończenia pierwszej
kwalifikacji EKA.04 – nie ma to jak sama siebie zachwalać haha.
Pierwszy tydzień jak to pierwszy tydzień nikomu się nic nie chcę. Wszyscy wciąż wędrują ścieżkami jakie podążali podczas wakacji. Także jakoś wiele się nie zadziało. Oprócz tego, że mój plan lekcji jest znacznie lepszy niż poprzedni.
W poniedziałek to dzień świętości gdyż zaczynam lekcje od godziny 8:00 – w tym momencie mogę jednogłośnie obalić powiedzenie „nie lubię poniedziałków” haha. Ten dzień jest przeznaczony w szczególności na zawodowe przedmioty takie jak – gospodarka finansowa jednostki organizacyjnej, pracownia kadr i płac (dublowane przedmioty) oraz pracownię symulacyjną. I tutaj pozwólcie, że się zatrzymam. Do najważniejszego przedmiotu dali nam nauczycielkę, która nas nic nie nauczy. Dlaczego tak mówię? Otóż widziałam ją już w akcji – miała dwa lata, by wyedukować nas w zakresie ekonomii i to by było na tyle. Pomysł był chęci brak. Ogólnie jako osoba jest to przyjemna, ale jak przychodzi termin „uczymy się” to już przyjemności jest zbyt wiele. To typowy lajtowy nauczyciel. Ani źle, ale dobrze wcale. Między lekcjami mam jeszcze dwa wychowania fizyczne. Także spacer dla rozluźnienia jak najbardziej jest okej. Kończę edukację tego dnia równo z wybiciem godziny 14:10. Nie jest tak strasznie źle jakby mogło się wydawać.
Wtorkowy dzień rozpoczyna pasę wstawania o godzinie 5:30, gdyż od tego dnia do samego końca tygodnia mam lekcję o godzinie 7:10. Brzmi kusząco, czyż nie? Edukację rozpoczynam od matematyki – w ogóle nie spodziewałam się, że w pierwszym tygodniu szkoły będę mieć już jedną zaległą kartkówkę i to właśnie z tego przedmiotu. Następnie rozwijam swoją umiejętność w pisaniu i rozumieniu tekstu czytanego na języku angielskim jak i poprzedzających go dwóch polskich. Mały przystanek. Pierwsze zdziwienie nastąpiło gdy zauważyłam, że mam tylko dwie godziny języka polskiego na tydzień. Dwie godziny! Rozumiecie to. Przecież ja za rok zdaję maturę. Oni po prostu zwariowali w złym tego słowa znaczeniu. Jakby tego wszystkiego było po prostu mało – zmienili nauczycielkę. Ja naprawdę nie pojmuję tej logiki. Przecież nim przestawimy się na nowe ocenianie to minie jakiś ruski rok. Totalna beznadzieja… Jakby było mi tęskno znajdzie się również czas na kadry i płace i zapowiedzianą kartkówką z 2 dniowym wyprzedzeniem. Następstwem tego wszystkiego będzie język zawodowy z dość przyjemnym Panem, a zwieńczeniem tego ekscytującego dnia będzie bezpieczeństwo i higiena pracy zwane również bhp. I znów pozwólcie, że przystanę. Ostatnie przedmioty powinnam mieć już stosunkowo dawno. Tu pojawia się śmiech przez łzy, bo podczas pisania egzaminu w sesji letniej miałam pytania odnoszące się bezpośrednio bhp, a tu proszę dopiero w tym roku mam z tym do czynienia tak naprawdę. Ciekawy myk nie powiem, że nie,
Środowy poranek zaczyna się dość spokojnie, bo od godziny wychowawczej. Na kolejnych dwóch lekcjach nie ma mowy o spanku. Na matematyce zawsze się coś dzieję czy tego chcemy czy też nie. Kto dla odprężenia poćwiczy troszkę na wf? Wypoczęci i zwarci do dalszej pracy można ruszać na lekcję języka rosyjskiego. Pracownia finansów przedsiębiorstw z pewnością pobudzi do działania, by finalnie wzmocnić swego ducha na religii. Ten dzień jest stosunkowo najdłuższy. Zaczyna się od 7:10, a kończy o 14:10. Całe 7 godzin w szkole cud miód malina haha.Czwartek jak to czwartek w powietrzu daje odczuć się już zbliżający wielkimi krokami weekend, dlatego też, by odpowiednio przygotować się na odpoczynek trzeba zmierzyć się z rozszerzoną matematyką o poranku. Następnie z pracownią finansów przedsiębiorstw, kadrami i płacami oraz pracownią kadr i płac. Dla rozluźnienia mamy do czynienia z językiem angielskim. Geografia z „Muminkiem” jest to najprzyjemniejszy przedmiot tej dekady haha. Nie wnikajcie dlaczego taki pseudonim został nadany temu nauczycielowi :). Kończąc ten dzień mamy do czynienia z językiem zawodowym, który udoskonali nasz zasób słownictwa w zakresie finansów i marketingu. Przy najmniej taki jest cel.
Nadchodzi
piątek, piąteczek, piątunio. Długo wyczekiwany dzień, w którym to finalizuje
się nasza wiedza z całego tygodnia. Brzmi kusząco, a jakże. Jako, że jesteśmy
wyciągnięci praktycznie z łóżka nasz duch tez nie jest w szczytowej formie, ale
to wszystko zmieni się podczas aktywności na lekcji religii. A jak sobie
człowiek pomyśli, że po tej lekcji są dwa zawodowe przedmioty z „Kaczuszką” to modlitwa nad strapioną
duszą jest jak znalazł. Rozmarzyć się można o podróży w dalekie krańce świata
na lekcji geografii, a obliczyć koszt podróży na matematyce. Żeby umieć się
dogadać szlifuje mowę na języku zawodowym, by finalnie udać się poznawanie
tajników kadr i płac. I tak oto dzień od 7:10 do 13:20 kończy się.
W ogóle w tym roku szkolnym mam przewidziane 4 tygodnie praktyk, ale jak tak dalej będzie to ja po prostu nie wiem. Sami widzicie jak się ta pandemia panoszy to tu to tam. Wszędzie jej pełno. Z tego co się orientuję to planowo mamy je mieć z marca na kwiecień, ale coś tak się zastanawiają czy jej nie odbyć już w listopadzie. Tylko wiecie jak tak dalej będzie to czwarta fala nas nakryje i z praktykami będzie można zrobić sobie „papa, było miło, ale się skończyło”. Jak mi to powiedziała przyjaciółka – „weź Ty tutaj nie wróż lepiej”. Także mam nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie, by można byłoby je odbyć, bo ja marzę od nie wiem ilu dni, by je odbyć – zrozumcie człowieka w człowieku.
W ogóle tak Wam jeszcze na zakończenie powiem, że teraz żeby jechać na jakoś wycieczkę szkolną to trzeba sobie wygrać to miejsce. Jeśli o tym zacnym pomyśle jeszcze nie słyszeliście to macie okazję poznać tę tajemną magię. Otóż na wycieczki szkolne dostaje się teraz dofinansowanie, że w ok. 80% pokrywane są koszty wyjazdu. Resztę płacą rodzice. Wszystko ładnie pięknie, ale z tytułu tego, że nie ma nic za darmo. Ta umowa wiążąca ma w sobie pewien haczyk. Otóż z każdej szkoły średniej na jakąkolwiek wycieczkę może jechać tylko i wyłącznie jedna klasa. I to, by było na tyle z podróżowania. Choć dla osób, które wciąż uczęszczają do szkoły podstawowej jest znacznie lepiej, bo wtedy mogą na całą szkołę wybrać się takie dwie klasy. Przygoda już na nas czeka haha. Nie, ale serio czuję się troszkę jak podczas wyboru kandydatów do udziału w Igrzyskach Śmierci (tylko nie aż tak dosłowny sposób haha),
Na ten czas życzę Wam miłego dzionka.
Wypocznijcie i trzymajcie mi się zdrowo :)
Alex
Super posty Olu oby tak dalej
OdpowiedzUsuńWitam! Miło mi to czytać mimo mojej małej przerwy :) Miłego dnia życzę
Usuń